Witajcie! dzisiejszy wpis jak i następne wpisy owocować będą w tematykę iście górską, góralską i wszelaką związaną z naszymi pięknymi Tatrami które mieliśmy zaszczyt odwiedzić po raz kolejny. Niezliczone ilości szczytów do zdobycia, urokliwe polany i doliny które wiosną, latem, jesienią i zimą przyciągają rzesze turystów a poza tym cieszą oko i duszę. Miejscowy folklor, muzyka i oczywiście kuchnia której nie sposób ominąć. To wszystko trzeba zobaczyć i poczuć całym sobą by poczuć ducha gór.
Nasza opowieść się zacyna tam gdzie "Giencyno Koncina". Tak własnie z tego miejsca Giencyno Koncina nasze kroki zmierzały ku Gubałówce i dalej i dalej...
Pensjonat w którym nocowaliśmy aż 8 nocy( jak dla nas mało :P ) prowadziła i prowadzi przemiła Pani Beata która dokładała starań by pobyt u podnóża gór był czymś wyjątkowym. O tym jednak na koniec.
Zanim jednak o tym napiszę krótka relacja z naszych wędrówek po Podhalu. Nasz potok wędrówek zaczął się od Gubałówki która jest znana wszędzie w okolicy i dla każdego kto wędruje po górach, jest ona znana podobnie jak Kasprowy Wierch czy Giewont. Niektórzy mówią żartobliwie że Gubałówka jest przedłużeniem słynnych Krupówek na których można znaleźć wszystko. Sam szczyt ma wysokość 1126 m n.p.m. Na górę prowadzi parę szlaków lecz my wybraliśmy się mniej uczęszczanym szlakiem żółtym który skrzętnie schował się gdzieś za chatką jeszcze w Poroninie by doprowadzić nas do szlaku czarnego który najwidoczniej chce piąć się ku górze i zaprowadzić do samiućkiego Zakopanego. Z resztą sami zobaczcie.....
Pewien napotkany w dolinie Chochołowskiej góral powiedział....jak jest duszno i nad górami są kłęby chmur lepiej nie wychodzić bo bedzie padać. Nie mylił się.....
Pozdrawiamy czytelników i wszystkich napotkanych na podróżniczym szlaku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz